Wystawa fotografii Wojciecha Zawadzkiego
Działki. Światło tamtego świata albo pamięć małej katastrofy cywilizacji.
Grządki, kwiaty, krzewy, alejki, altany, sady… Zieleń wiosną, pachnący cień upalnym latem, feeria kolorów i nastrojów jesienią, aż po cichy sen zimowy. Godziny, miesiące, lata całe trudu i mrówczej pracy. Sezon za sezonem. Codzienna aktywność. Troskliwa i czuła. Działki obserwowane podczas spacerów. Spacery z psem to tylko pretekst. Tak było już wcześniej, gdy powstawały fotografie zebrane później w wystawę Moja Ameryka. Tak było i tym razem. Najpierw niespieszna obserwacja ludzkiej aktywności na działkach przy Krakowskiej, za dworcem PKP w Jeleniej Górze. Niemal codziennie, przez kilka lat. Do chwili, gdy, najpierw zniknęły samochody działkowiczów, zniknął też płot, a pielęgnowane latami ogrody, altany i szopy, zaczęły pochłaniać wszechobecne zarośla.
Zagospodarowana przestrzeń zaczęła się zmieniać w działkowe nekropolia i wtedy znikający fragment ludzkiej aktywności, zaczął materializować się fotografią. Coś przestawało być, z oswojonego krajobrazu zniknął człowiek, pojawiły się śmieci. Pojawiło się tez pytanie. Co zrobić z tak rozpoczętą, nowa epoką? Sam autor małej katastrofy cywilizacji przyznaje, że najnowsza wystawa jest po trosze kontynuacją Mojej Ameryki- wystawy z powodzeniem prezentowanej w kraju i zagranicą od chwili jej premiery w jeleniogórskim BWA przed siedmiu laty.
Z pozoru bezduszny dokument, na chłodno zarejestrowany stan miejsca tu i teraz. Coś jednak wciąga w głąb czarno-szarego obrazu, każe szukać szczegółu, powodu by się zatrzymać, przystanąć, obudzić pamięć. O odpowiedniej porze roku i dnia zdarza się światło. Zdarza się też na pozornie płaskim obrazie, rozpiętym między czernią a bielą coś, co pozostaje w nas na zawsze. W sferze doznań najgłębszych, pierwotnych. Wojtek Zawadzki nie po raz pierwszy mówi o energii miejsc przez siebie fotografowanych. Tak było ze starymi kamienicami w centrum Jeleniej Góry i podobnie jest teraz, kiedy poddamy się magii pozornie statycznych portretów działek przy ulicy Krakowskiej.
Znów miałem podobne wrażenie -mówi autor ostatniej wystawy z cyklu Jelnia Góra Pamięć Miasta – obserwując i fotografując ten kawałek ziemi, miałem wrażenie, że jestem obserwowany. Czułem energię ludzi i zdarzeń.
Fotografii jest 17. Tylko tyle, lub aż tyle. Spacer przez działki może trwać do woli. Jeśli tylko chcemy wejść w świat do niedawna pielęgnowany i bliski, dziś już tylko dziczejący, nasycany głównie swoją własną energią.
Jacek Jaśko